Paweł Wieciech Paweł Wieciech
455
BLOG

Czyim bohaterem był Lech Kaczyński?

Paweł Wieciech Paweł Wieciech Polityka Obserwuj notkę 5

Zbrodnia w Jedwabnem


Siódma rocznica katastrofy smoleńskiej nakłania nas do zastanowienia się nad sprawami których na co dzień nie porusza się często w debacie publicznej. Nie chodzi tu tym razem o roztrząsanie co się stało w Smoleńsku ale o postać prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w tej katastrofie tragicznie zginął. Są bowiem w Polsce środowiska skupione głównie wokół gazety Polskiej, Prawa i Sprawiedliwości czy TV Trwam, które podkreślają, że postać Lecha Kaczyńskiego zasługuje na miano największego polskiego bohatera i patrioty ostatnich lat.


Zanim jednak wyniesiemy Lecha Kaczyńskiego na pomniki oraz – jak by chcieli niektórzy – także na ołtarze, zastanówmy się chwile czy na tym pomniku będzie stał prosto. Lech Kaczyński miał bowiem w swoim życiorysie niejasne sprawy, a w polityce którą prowadził podejmował takie decyzje, które nam Polakom boleśnie szkodziły i szkodzą do dziś. Pomińmy tym razem nieszczęsny Traktat Lizboński, który de facto pozbawił Polskę suwerenności, dzięki czemu różne Timmermansy czy Schulce skaczą nam po głowie, a pani premier jak mały przedszkolak jeździ na dywaniki do Brukseli. Chodzi o sprawę mordu w Jedwabnem i nieskrywany filosemityzm Lecha Kaczyńskiego. Filosemityzm posunięty do tego stopnia, że najwyraźniej – co chciałbym przedstawić poniżej – Lech Kaczyński przestał reprezentować interesy Polaków, a zaczął wspierać interesy Izraela czy może konkretnych, wrogich Polakom środowisk żydowskich, które usilnie pracują nad tym by winę za wymordowanie Żydów zrzucić na Polaków ale i ubić na nas interes w postaci wyłudzenia od nas pokaźnych rewindykacji finansowych. Lech Kaczyński wspierał i chronił te właśnie środowiska żydowskie które działały i działają na naszą szkodę. Warto o tym przypomnieć zwłaszcza teraz kiedy wiele wskazuje na to, że obecni szefowie IPN wrócą do przerwanego przez Lecha Kaczyńskiego śledztwa w Jedwabnem.


Na początku zasadnym jest więc postawić pytanie: Czyim Lech Kaczyński był bohaterem? Czy rzeczywiście polskim? By lepiej rozjaśnić ten dylemat trzeba najpierw rzucić pewne tło historyczne i przytoczyć – niestety obszerniejsze - fragmenty różnych opracowań. Sprawa dotyczy miejscowości Jedwabne i książki Tomasza Grossa „Sąsiedzi”, w której autor próbuje  udowodnić, że Polacy, mieszkańcy Jedwabnego, najpierw okradli miejscowych Żydów z kosztowności, później przegnali ich do stodoły gdzie, w liczbie 1600 osób, żywcem spalili.


Trzeba także nawiązać do najbardziej wstydliwej, najbardziej przemilczanej i ukrywanej przed opinią publiczną, skrzętnie skrywanej także przez samych Żydów, sprawy. Chodzi mianowicie o niezmiernie szeroki udział ludności żydowskiej w kolaboracji z Niemcami, udział policji żydowskiej w mordowaniu i okradaniu swojego własnego narodu oraz kolaborację i korupcję władz Judenratów  z Gestapo.


Profesor Hannah Arendt, pisarka żydowskiego pochodzenia, autorka „Korzeni totalitaryzmu" w 1963 roku, wystąpiła nawet z książką wielkiego żydowskiego samo rozrachunku. „Eichmann w Jerozolimie" to książka która stanowi niezwykle ostre potępienie Judenratów, które składały się z członków elit żydowskich i w sposób bezwstydny zdradziły swój Naród w czasie jego największej katastrofy. Jak pisała Arendt: „Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział tej historii”.


Prof. Jerzy Robert Nowak w trzyczęściowej książce pt. „Żydzi przeciw Żydom” pisze już na wstępie:


„Celem tej książki [„Żydzi przeciw Żydom” – przyp. redakcja] jest zerwanie zasłony milczenia z najbardziej skandalicznie pomijanego zafałszowywanego rozdziału historii Polski doby II wojny światowej. Chodzi o sprawę zbrodniczej kolaboracji z Niemcami dużej części bardzo wpływowych środowisk żydowskich: żydowskiej policji, Judenratów. Szczególnie okrutną formacją była żydowska policja. W ciągu stosunkowo krótkiego czasu 2000 policjantów żydowskich wywlekło z warszawskiego getta ponad 300 tys. Żydów, by ich zagnać na Umschlaplatz, do transportu dla zagłady. […] Wielu z nich zachowywało się wręcz w bestialski sposób wyłapując swoich rodaków wszędzie tam, gdzie nie dotarliby Niemcy, ciągnąc kobiety za włosy po ziemi, kopiąc dzieci i starców, i starając się jak najwięcej zrabować. Niemcy wyznaczyli policjantom swego rodzaju normę - dostawienie codziennie siedmiu Żydów na Umschlaplatz do zagłady. Kiedy brakowało im osób do normy, łapali, kogo się dało, znajomych, przyjaciół, członków rodziny, nawet rodziców - o czym pisze się w licznych przygnębiająco ponurych żydowski świadectwach. Takie były niezaprzeczalne fakty. To nie Polacy, lecz policja żydowska „pracowicie wypełniała brudną robotę wywózki swych rodaków na śmierć na polecenie Niemiec”.  […] Do tego dochodzi jeszcze bardziej przemilczana w Polsce sprawa nikczemnych zachowań setek żydowskich kapo w obozach zagłady, niejednokrotnie wręcz „wyróżniających się" swą bezwzględną  katowską gorliwością w niemieckiej służbie. Ilość tych kolaborantów szła w tysiące. Wysługując się z różnych motywów Niemcom, bardzo mocno przyczynili się do przyśpieszenia eksterminacji swych żydowskich rodaków. Wielu z nich osobiście uczestniczyło w  katowaniu, a nawet zabijaniu swoich żydowskich rodaków. Bardzo duża część żydowskich policjantów także część członków Judenratów, odegrała równie haniebną rolę w rabowaniu bezbronnych Żydów. Istnieje na ten temat bardzo wielka żydowska literatura wspomnieniowa z pierwszych dziesięcioleci powojennych, nader często wręcz szokująca brutalną szczerością opisów znęcania się Żydów nad swymi żydowskimi współbraćmi”.


Temat jaki porusza we wspomnianej książce prof. Jerzy Nowak jest w Polsce tematem tabu. Haniebna sprawa kolaboracji Judenratów z Niemcami i udziale samych Żydów w mordowaniu swojego własnego narodu nie istnieje w Polskiej debacie publicznej. Nie odnajdziemy go w podręcznikach do nauki historii do żadnej szkoły. Skrzętnie przemilczany przez historyków, a i jeszcze skrzętniej przez samych Żydów przestał faktycznie istnieć. Nielicznymi wyjątkami są, oprócz wymienionego wyżej autora, prace dr Ewy Kurek – „Poza granicą Solidarności”, która pyta wprost czy Holokaust Żydów byłby w ogóle możliwy gdyby nie kolaboracja szerokich środowisk żydowskich z Niemcami. Ale do sprawy zamilczenia tematu przyczyniła się już powojenna cenzura. Polskie komunistyczne elity, w olbrzymim stopniu naszpikowane oficerami UB i aparatczykami w różnych instytucjach o żydowskim pochodzeniu i pod zmienionymi nazwiskami (sprawą zamiany żydowskich nazwisk na polskie zajmowała się m.in. żona Władysława Gomułki) skrupulatnie zadbały by temat ten w Polsce w ogóle nie ujrzał światła dziennego. Do dziś na wyjaśnienie czeka sprawa żydowskiego lobby ogromnie wpływowego w polskich wydawnictwach i mediach.


Środowiska żydowskie, wyszły najwyraźniej z założenia, że sprawa niepamięci  i niewiedzy wśród Polaków o żydowskich zbrodniach jest na tyle głęboka, a naiwność i wytresowanie ich w tolerancji na tyle utrwalone, że można zacząć leczyć swoje własne kompleksy przerzucając winę za zagładę i zbrodnie na własnym narodzie na Polaków. Ten sam autor kilka stronic dalej pisze:


Nawet, jeśli istniały powody, aby akceptować działalność Judenratu i nawet, jeśli było to moralnie uzasadnione, po wojnie stało się źródłem wstydu i upokorzenia i poczucia winy w gminie żydowskiej czymś, o czym nie można było otwarcie mówić ani czego nie dało się pojąć. […] W Żydach, którzy przeżyli wojnę, ten pozorny brak oporu i współudział we własnej zagładzie pozostawił puściznę wstydu, bezsilności i winy. Dręczyło ich poczucie winy za to, że nie uczynili wszystkiego, by ocalić swoich bliskich i szerzej - całą gminę. Był też gniew na przywódców za to, że nie rozpoznali w porę niebezpieczeństwa i nie nakłaniali ich do oporu. Ten gniew miał prawdopodobnie również inne podłoże. Paradoksalnie, skierowany był na bliskich, za to, że nie udało się ich uratować. Zarówno gniew, jak i poczucie winy były w dużej mierze irracjonalne. Polscy Żydzi w 1941 r. niewiele mogli zrobić, żeby się uratować.  Stanowili bezbronną grupę, wystawioną na atak dobrze uzbrojonego przeciwnika, który był zdecydowany zgładzić ich za wszelką cenę. Ale tak naprawdę Żydzi po wojnie nie mogli skierować swojego gniewu przeciwko bliskim, którzy zginęli, ani przeciwko gminie która uległa destrukcji. Dlatego swój gniew skierowali na Polaków, obwiniając ich za to, że nie uczynili wystarczająco dużo, aby im pomóc, a więc w pewnym sensie wspólnie z Niemcami byli odpowiedzialni za cały Holocaust. W ten sposób Żydzi przyczynili się do rozwoju paranoi, w wyniku której wrogiem stali się wszyscy Polacy i Polska. Ta spirala winy i gniewu wytworzona prze wstrząsy Holocaustu, wpędziła ocalałą społeczność żydowską w paranoję, która skupiła się tyleż na Niemcach, co na Polakach”.


I trudno tu odmówić autorowi celnej analizy skoro przykładów tej żydowskiej zakłamanej paranoi mamy obecnie aż nadto. Od Berlina po USA słychać wszędzie o „polskich obozach koncentracyjnych”, o „polskich obozach pracy, o Polakach jako sprawcach albo współodpowiedzialnych za Holokaust. Polakach, którzy mordowali Żydów dla zysku.


Największą rolę w ofensywie antypolonizmu odgrywają niektóre środowiska Żydów amerykańskich. Wymieńmy te najważniejsze: American Jewish Committee, American Jewish Congress, B’nai B’rith czy Joint Distribution Committee. Towarzyszy temu jednocześnie wybielanie Niemców i ukrywanie ich w wielu publikacjach pod nazwą „nazistów". Cały ten systematyczny i regularnie powtarzający się proces szkalowania Polaków ma na celu stopniowe podstawianie Polski zamiast Niemiec w odpowiedzialności za zbrodnie wojenne. Dlaczego Żydzi skupili się na Polsce? Nie chodzi tylko o odreagowanie swoich win. Powód jest jeszcze inny. Niemcy wszak wykupili się wobec Żydów, wypłacając im odszkodowanie które szacuje się na 60 do 100 mld marek niemieckich. Stało się to w efekcie podpisanego w 1953 roku układu Adenauera z Ben Gurionem. Środowiska żydowskie zdołały także wyłudzić olbrzymie pieniądze od Szwajcarii co szczegółowo opisuje profesor Norman Finkelsztejn w książce „Przedsiębiorstwo Holokaust”. Książka to przedstawienie zagadnienia dotyczącego sposobów  jakie Żydzi znaleźli  by zarobić na tragedii Holokaustu. Na stronie 105 pisze:


Przedsiębiorstwo holokaust” stało się w ostatnich latach ordynarnym procederem wyłudzania. Reprezentując jakoby wszystkich Żydów, tak żywych jak i martwych, na terenie całej Europy występuje ono z roszczeniami wobec mienia utraconego przez Żydów w wyniku holokaustu.  Słusznie ochrzczone mianem „ostatniego rozdziału holokaustu”, wyłudza pieniądze zarówno od poszczególnych państw europejskich jak też od tych Żydów, którzy mają prawny tytuł do występowania z roszeniami. Pierwszym obiektem ataku „przedsiębiorstwa holokaust” stała się Szwajcaria.”


Dodajmy, obrzucona odpowiednią ilością błota, gróźb i szantaży Szwajcaria, ostatecznie poddała się wypłacając Żydom 1,25 mld $ i to jeszcze zanim zaczęła działać komisja ustalająca liczbę martwych żydowskich kont w bankach szwajcarskich. Później okazało się, że wypłacona Żydom kwota jaką żądali była kilkukrotnie zawyżona.


W książce Norman Filkenstain ujawnił także zamiary środowisk żydowskich które stopniowo, naciskami i szantażem, chcą narzucić Polakom roszczenia materialne. Roszczenia te zostały oficjalnie i głośno wyartykułowane w 1996 roku przez prezesa ówczesnego Światowego Kongresu Żydów Izraela Singera w Buenos Aires, gdzie 19 kwietnia, miał miejsce Światowy Kongres Żydów. Jego słowa brzmiały wówczas tak:


Więcej niż 3 mln Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie zezwolimy. Będziemy nękać ich tak długo, dopóki Polska się znów nie pokryje lodem. Jeżeli Polska nie zaspokoi żydowskich żądań, będzie publicznie poniżona i atakowana na forum międzynarodowym”.


W innym tłumaczeniu brzmi to tak: „Więcej niż 3 mln Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie zezwolimy. Będą słyszeli o tym od nas tak długo, jak Polska będzie istnieć. Jeżeli Polska nie spełni roszczeń Żydów, będzie publicznie atakowana i upokarzana na forum międzynarodowym”.


Od tamtego czasu minęło ponad 20 lat i nie ma żadnych wątpliwości, że ówczesny szef żydowskiego kongresu nie rzucał słów na wiatr. Do prób wyleczenia własnych win kosztem Polaków doszła także chęć zarobku.  Żydzi zażądali by rząd nad Wisłą wypłacił środowiskom żydowskim 64 mld dolarów w ramach rekompensaty za utracone przez Żydów polskich po wojnie w Polsce mienie.


Nowa linia zafałszowanej historii w której Polacy zastępują Żydów i Niemców w roli morderców tych pierwszych rozpoczęła się już od połowy lat 70-tych kiedy to antypolską nagonkę zaczął żydowski pisarz Leon Uris. Niemniej jednak przez ostatni okres w środowisku międzynarodowym, różnych światowych mediach, uczelniach i gremiach nagonka ta się niezmiernie nasiliła. W stosunku do Polski i Polaków ruszyła silna kampania oszczerstw, pomówień i wylewania kalumnii kłamstw. Nagle spotęgowały się wypowiedzi, filmy, książki czy debaty o tematyce wojennej i powojennej, w których  sposób przedstawienia Polaków jest typowy. To zawsze złodzieje, prymitywni, brudni, leniwi, wiecznie pijani, nieobliczalni antysemici, żyjący zazwyczaj w żydowskich przywłaszczonych majątkach. Przykłady niektórych tylko takich dzieł to „Pokłosie”,  „Ida”, „Sąsiedzi”, "Nasze matki, nasi ojcowie", Złote żniwa”, „Europa, Europa” …


Najlepiej chyba ujął to Piotr Zychowicz: „Miało być groźnie, wyszło groteskowo. Otóż Polacy to horda nawalonych jabolami żuli w zaplamionych kufajkach i czapach uszankach. Karykaturalna wręcz fizjonomia. Grube rysy, porośnięte szczeciną szczęki, zamglone świńskie oczka. Do tego tłuste, czerwone łapska zaciskające się w kułaki. Tłuszcza ta zaludnia rozwalające się, obdrapane rudery. W ruderach tych zresztą i tak rzadko bywa, gdyż większość czasu spędza pod wiejskim sklepem monopolowym. Dwie główne namiętności Polaków z „Pokłosia” to alkohol i antysemityzm” (Uważam Rze, 44/2012).


Stanisław Michalkiewicz pisał bardzo celnie:


„Władysław Pasikowski najwyraźniej musiał pozazdrościć szybkiej ścieżki światowej sławy panu Janowi Tomaszowi Grossowi. Jan Tomasz Gross, akademicki bakałarz, jakich na tym świecie pełnym złości trzech na kilo wchodzi, z dnia na dzień został „światowej sławy historykiem”. A dlaczego? A dlatego, że aktywnie włączył się w realizację dwóch polityk historycznych: niemieckiej i żydowskiej. Rzecz w tym, że kiedy kanclerzem Niemiec został Gerhard Schroerer, w jednym z pierwszych swoich przemówień oświadczył, że „okres niemieckiej pokuty dobiegł końca”. Oznaczało to, że Niemcy, które wypłaciły bezcennemu Izraelowi i żydowskim organizacjom przemysłu holokaustu około 100 mld marek, nie licząc dostaw okrętów podwodnych i innego sprzętu, najwyraźniej uznały, że to wystarczy i że żadnych suplik przyjmować już nie będą. Dla bezcennego Izraela i żydowskich organizacji wiadomego przemysłu oznaczało to groźbę utraty niezwykle lukratywnego statusu ofiary.


A właśnie wynaleziony został prosty sposób eksploatowania holokaustu aż do końca świata. Formuła uzasadniająca tę eksploatację głosi, że ofiary, które zostały zamordowane, to jedna sprawa, ale przecież – ilu Żydów wskutek tego się nie urodziło! Przy takim podejściu jest oczywiste, że liczba ofiar holokaustu w każdym dziesięcioleciu będzie rosła w postępie geometrycznym! W takiej sytuacji, wobec twardego stanowiska Niemiec, trzeba jak najszybciej rozejrzeć się za winowajcą zastępczym, na którego stopniowo będzie się zwalało odpowiedzialność za holokaust, no i oczywiście – pod tym pretekstem szlamowało. Na takiego zastępczego winowajcę najbardziej nadawała się Polska, po pierwsze dlatego, że większość tych zbrodni została dokonana na aktualnym polskim terytorium państwowym, a po drugie dlatego, że za sprawą wysługujących się państwom trzecim bezpieczniackich watah i za sprawą Umiłowanych Przywódców, nasz nieszczęśliwy kraj przypomina pochyłe drzewo”.


Widzimy tu więc, że nie tylko chce się znaleźć nowego kozła ofiarnego odpowiedzialnego za zbrodnie wojenne ale także dodatkowo wyłudzić jeszcze od niego olbrzymie pieniądze. Sprawą odzyskiwania tzw. mienia pożydowskiego zajął się już oficjalnie rząd Izraela zakładając instytucję o wzruszającym skrócie HEART (Holocaust Era Asset Restitution Taskforce).


64 mld zł to suma mniej więcej całorocznych dochodów budżetowych Polski. Najdziwniejsze jednak jest to, że przedwojenni Żydzi byli obywatelami polskimi i żadne odszkodowania, żadnym instytucjom HEART się nie należą gdyż majątek pozbawiony spadkobierców, zgodnie z prawem, przechodzi na skarb państwa, a Żydzi za tragedię jaką zgotowali im Niemcy w Polsce i na świecie już odszkodowania otrzymali. Taka argumentacja jednak nie robi na nich żadnego wrażenia. Cała nagonka i rzeka kalumnii i pomyj wylewanych po Polakach trwa nadal, a jedną z flagowych spraw oczerniania Polaków jest sprawa Jedwabnego.


W 2000 roku Jan Tomasz Gross wydał książkę „Sąsiedzi”, która wpisuje się w wyżej opisaną kampanie antypolską.  Przedstawił w niej zbrodnię rzekomego zamordowania 1600 Żydów z miejscowości Jedwabne przez sąsiadów Polaków. Wcześniej Polacy mieli swoje ofiary ograbić z kosztowności, później przegnać do stodoły i tam żywcem spalić. Książka Grossa ukazała się także w innych krajach, w tym USA, gdzie opinia publiczna nabyła wiedzy o tym jak Polacy palili Żydów w stodołach. Niedługo potem Książka okazała się być wyssanym z palca kłamstwem, lecz zanim to wyszło na jaw doszło do zadziwiających zdarzeń, w których jednym z głównych bohaterów był m.in. tragicznie zmarły Lech Kaczyński.


Okazało się także, że film na temat zbrodni w Jedwabnem, który wyreżyserował Artur Janicki, nie może być pokazany publicznie i do dziś nie został wyemitowany. Film miał być pokazany w Telewizji Polskiej jednak funkcjonariusze państwowi oraz ówcześni szefowie IPN nie dopuścili do jego emisji. Tym samym stał się on kolejnym „półkownikiem” zalegającym na półkach filmów zabronionych, o których treści Polacy nie mogą się dowiedzieć. Jak wyjaśnia dr Leszek Żebrowski na spotkaniu w Łomży, jednym z głównych zarzutów było to, że przy odkrytych szczątkach zamordowanych odkryto wiele drogocennych przedmiotów (ponad 600) – złotych monet, biżuterii, zegarków, obrączek. Oznaczać to mogło tylko to, że zamordowani Żydzi byli ludźmi zamożnymi, a taka wiadomość lepiej jak nie wyjdzie na jaw do ogólnej opinii publicznej. Tym argumentem posłużono się wstrzymując emisję filmu. Dodatkowo upadła jedna z tez lansowanych przez Grossa, że Polacy ograbili swoje ofiary z majątku i kosztowności. Okazało się to kłamstwem. Jednak skandali w temacie pt. „Jedwabne” jest więcej. Okazało się, że prawie wszystkie wywody Grossa nie pasują do tego co zespół archeologów z Uniwersytetu w Toruniu oraz zespół śledczych z Instytutu Pamięci Narodowej prowadzony przez prof. Andrzeja Kolę zdołał odkryć w Jedwabnem na miejscu rzekomej zbrodni popełnionej przez Polaków. Gdy odsłonięto fundamenty stodoły okazało się niezbicie, że twierdzenie o zmieszczeniu tam 1600 osób jest kolejnym kłamstwem gdyż ścieśnienie tam takiej liczby ludzi byłoby jakimś kosmicznym cudem. Rozmiary odsłoniętych fundamentów to 20 x 7 m. Ustalono ostatecznie, że mogło tam zginąć co najwyżej ok 350 Żydów. W chwili gdy z przylegających do fundamentów stodoły ziemi  zaczęto odkopywać coraz większą liczbę łusek nie można było dojść do innego wniosku jak ten, że przynajmniej część zamordowanych nie była spalona ale także rozstrzela. A już kiedy okazało się, że łuski te pochodzą od niemieckich karabinów Mauzer, nie było wątpliwości, że rozstrzelania Żydów musieli dokonać Niemcy. Roli Polaków w tej zbrodni ani dokładnej ich liczby dokładnie nie wyjaśniono. Wszystkie te fakty wyszły na jaw zaledwie na początku prac archeologicznych kiedy jeszcze nie zaczęto żadnych ekshumacji. To co zdarzyło się potem jest kolejnym skandalem. Żydzi, obecni przy pracach archeologów, na czele z amerykańskim rabinem Michaelem Schudrichem, pełniącym wówczas funkcję rabina Warszawy i Łodzi, widząc naocznie, że książka Grossa to tak naprawdę stek kłamstw, wymusili na ówczesnych organach nadzorujących przerwanie wszelkich dalszych prac argumentując to tym, że prawo żydowskie zabrania ekshumacji szczątków żydowskich. Jak jednak można usłyszeć oglądając film Artura Janickiego „skoro nie ustalono dokładnie roli Niemców, skoro nie ustalono roli Polaków zamkniecie śledztwa wydaje się być stanowczo przedwczesne”.  I tu wyszedł kolejny skandal tym razem już kalibru poważniejszego.  Okazało się, że ówczesny minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka, którym  był Lech Kaczyński, tą decyzję podtrzymał  i wydał zakaz dalszego badania tej sprawy. Kiedy więc prace wstrzymano, okazało się, że na terenie Polski obowiązuje prawo nie polskie, które nakazuje prokuraturze zbadać każdą zbrodnię, ale prawo żydowskie. Co więcej prawo żydowskie, które nie istnieje, bo jak się później okazało nie ma takiego prawa. Żydzi najwyraźniej zakpili z polskich władz. Lech Kaczyński natomiast, wydając tą haniebną decyzję, postawił się po stronie tych osób i organizacji żydowskich, które nie tylko prowadzą szeroki front fałszywych oskarżeń i pomówień wobec Polaków i chcą nas obarczyć winą za Holokaust ale również chcą od nas wyłudzić pieniądze. Swoją decyzją i urzędem ministra i później Prezydenta, który potem sprawował, po prostu żyrował to kłamstwo. Link do filmu zamieszczamy pod tekstem. Został on pokazany podczas spotkania z dr Leszkiem Żebrowskim w Łomży w lipcu 2014 roku. Dr Ewa Kurek podczas wywiadu dla telewizji Niezależny Lublin NL24.pl, powołując się na artykuł w żydowskim piśmie Kolbojnik  (nr 4/2014), powiedziała: „Okazuje się, że w roku 2001 ci Żydzi którzy zmusili czy nagonką  wymusili na Państwie Polskim wstrzymanie ekshumacji kłamali, bezczelnie kłamali. Dlatego, że prawo żydowskie i religia żydowska mówi, że w takich wypadkach należy absolutnie i bezdyskusyjnie przeprowadzić ekshumację.”  Podstawą do tego typu słów było stanowisko religijnych Żydów z Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie: Całość wypowiedzi Ewy Kurek TUTAJ lub Zakazana Historia 04 (32), Kwiecień 2016 – "Jedwabne to lewackie kłamstwo".


Sprawa została wyciszona, a główne atuty w przedstawianiu kłamstw o Jedwabnym pozostały w rękach Jana Tomasza Grossa. Dzięki decyzji Lecha Kaczyńskiego świat mógł dalej bez przeszkód wysłuchiwać historii mówiących o tym jak prymitywni Polacy palili Żydów w stodole. Strona polska wciąż nie ma żadnych argumentów mogących oficjalnie podważyć kłamstwa tego żydowskiego prowokatora. Tym samym Lech Kaczyński swoją decyzją zezwolił i osobiście włączył się w antypolską nagonkę środowisk żydowskich szkalujących i szantażujących Polaków w celu wyłudzenia od nas pieniędzy i przerzucenia winy za Holokaust na nas. O powodach tej decyzji nie mówi się, a w sprawie Jedwabnego osoba Lecha Kaczyńskiego jest skrzętnie pomijana. Należy jednak zadać pytanie co powodowało Lechem Kaczyńskim, że przyłączył się do antypolskiej nagonki? Tomasz Sommer w tygodniku Najwyższy Czas pisał:


Próby deizacji Lecha Kaczyńskiego związane z jego śmiercią w katastrofie smoleńskiej nie są niestety w stanie przykryć tej nieprzyjemnej prawdy, że jego działalność polityczna składała się z wielu działań szkodliwych dla Polski. W tym kontekście przywołuje się zwykle jego decyzję o podpisaniu Traktatu Lizbońskiego, która de facto pozbawiła Polskę suwerenności. Jednak chyba największym grzechem Kaczyńskiego jest zatrzymanie ekshumacji w Jedwabnem co w efekcie doprowadziło do tego, że zbrodnia ta nadal nie jest wyjaśniona. Stanowi natomiast pożywkę dla ciągłego obwiniania Polaków o udział w holokauście oraz przenoszenia antypolonizmu części elit do pop-kultury, czego przykładem jest głośny ostatnio film „Pokłosie”. Można powiedzieć, że decyzja Kaczyńskiego doprowadziła do tego, iż Polska przez kolejne 11 lat była grillowana Jedwabnem. Co więcej końca tego procesu nie widać, bo miejsce tragedii jedwabińskich Żydów zostało zabudowane pomnikiem i zapewne trudno będzie się władzom zdecydować na jego rozebranie by wrócić do rzetelnych badań w tej sprawie”.


I dalej:


Decyzja Lecha Kaczyńskiego, z czysto religijnej perspektywy była do pewnego stopnia usprawiedliwiona, gdy jednak przyjrzeć jej się bliżej, widać że była irracjonalna, a w dodatku szkodliwa zarówno z punktu widzenia czysto naukowego, jak i polskiej racji stanu. Powstaje też pytanie dlaczego polski minister sprawiedliwości podjął decyzję w tak ważnej dla Polski sprawie pod wpływem nacisku przedstawicieli obcej przecież religii? Czemu w tak ważnej sprawie decydują względy, które z całą pewnością miały charakter pozaprawny? Czy te decyzje wynikały tylko ze znanego powszechnie filosemityzmu Kaczyńskiego, który przecież zainicjował także budowę drugiego już „Muzeum Żydów” w Warszawie, wprowadził zwyczaj świętowania Chanuki w Pałacu Prezydenckim czy też cieszył się z powrotu do Polski żydowskiej loży paramasońskiej B’nai B’rith?” (Najwyższy Czas, numer 03, 2013)


W takiej sytuacji, przy okazji kolejnej rocznicy katastrofy w Smoleńsku i w powyższym kontekście, należałoby się zastanowić czy ostatecznym miejscem pochówku Lecha Kaczyńskiego ma pozostać Katedra Wawelska? Po odpowiedzeniu sobie bowiem na pytanie czyim w tej historii Lech Kaczyński był bohaterem to może jednak byłoby lepiej gdyby spoczął w jednej z warszawskich synagog? Niestety ale do dziś nie przeprowadzono ekshumacji w Jedwabnem. Do dziś nie wiemy co się tam dokładnie stało. Nie znamy ani liczby ofiar ani jaką dokładnie rolę odegrali tam Polacy. Z pewnością nie posiadali ani wystarczającej ilości benzyny by podpalić stodołę (o ile w ogóle jakąś mieli) ani karabinów Mauzer. Nie wspominając już o prostym pytaniu: Który gospodarz poświęciłby swoją stodołę na spalenie, szczególnie przed żniwami? Z powodu wstrzymania śledztwa nie mamy wystarczających i oficjalnie potwierdzonych dowodów na obalenie kłamstw Grossa, które już na samym wstępie badań archeologicznych zaczęły wychodzić na jaw. Do niedawna nikt z IPN, środowisk rządowych czy prezydenckich nie zabiegał publicznie i głośno o to by śledztwo wznowiono i by raz na zawsze w sprawie Jedwabnego zamknąć kłamliwe gęby wszystkim żydowskim grandziarzom.


Cała ta sprawa rzuca również światło na to czym tak na prawdę jest IPN. Pokazuje, że jest to instytucja polityczna, a nie niezależny ośrodek obiektywnego badania historii. Instytucja często realizująca nie badania historyczne ale tzw. politykę historyczną takiej odmiany jaki jest rodzaj ekipy politycznej aktualnie za sterami władzy. Jest to tzw. mądrość etapu. Kiedy Lech Kaczyński był ministrem sprawiedliwości szefem IPN był Leon Kieres. Wykonał posłusznie to co Lech Kaczyński zarządził. Zrobił tak nie oglądając się na to czy to Polsce i Polakom szkodzi czy nie i czy jest rzeczą moralną ukrywać prawdę, fałszować historię i chronić szkalujących nas Żydów. Mimo, że śledztwo przerwano i celowo nie wyjaśniono zbrodni do końca, w 2002 r. prokurator Instytutu Pamięci Narodowej, Radosław Ignatiew w końcowym komunikacie pisał: „Wykonawcami zbrodni, jako sprawcy sensu stricto, byli polscy mieszkańcy Jedwabnego i okolic” (sic!).


Paweł Wieciech



Wybrana, ciekawa, polecana literatura:


Żydzi przeciw Żydom – tom I, II – prof. Jerzy Robert Nowak

Wszystkie kłamstwa Grossa – prof. Jerzy Robert Nowak

Przedsiębiorstwo Holokaust – Norman Filkenstain

Poza granicą solidarności – dr Ewa Kurek

Żydowskie Lobby Polityczne w Polsce – Marian Miszalski

Wielka Hucpa – o pozorowaniu antysemityzmu i fałszowaniu historii  - Norman Filkenstain

Po zagładzie – prof. Marek Chodakiewicz

Mord w Jedwabnem-Prolog, Przebieg, Pokłosie  - prof. Marek Chodakiewicz

Żydowscy kolaboranci Hitlera – Ireneusz T. Lisiak

Zakazana Historia Nr 01 (17) Kwiecień 2015

Zakazana Historia Nr 04 (32) Styczeń 2016


 


Ps. Osobą, która rozpoczęła akcję mającą na celu wznowienie śledztwa w Jedwabnem jest dr Ewa Kurek – czytaj TUTAJ


Ps2. Prezydent Andrzej Duda nie raz podkreślał, że będzie kontynuatorem polityki śp. Lecha Kaczyńskiego. Mówił prawdę:  czytaj TUTAJ i TUTAJ


Film Artura Janickiego "Jedwabne" - nie pokazany przez Telewizję Publiczną


 


Jan Bodakowski  - na łamach tygodnika Najwyższy czas:


Trwające właśnie prace archeologiczne mające na celu odnalezienie archiwum Bundu, jakie toczą się w warszawskim Ogrodzie Krasińskich, podważają zasadność zablokowania ekshumacji w Jedwabnem, którego dopuścił się Lech Kaczyński. Przypomnijmy, że w 2001 roku, gdy rozpoczęto ekshumację w Jedwabnem, Lech Kaczyński był ministrem sprawiedliwości, a Ewa Juńczyk-Ziomecka (w latach 2006-2010 podsekretarz i sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego) była dyrektorem do spraw rozwoju Muzeum Historii Żydów Polskich. Po jej telefonie Lech Kaczyński przybył na wielogodzinne rozmowy do Muzeum, po których zdecydował o zablokowaniu ekshumacji w Jedwabnem. To, co działo się między 30 maja a 4 czerwca 2001 roku, było raczej parodią ekshumacji. Przeprowadzeniu rzetelnych prac sprzeciwili się bowiem rabini, argumentując, że wykopywanie zwłok jest sprzeczne z religią żydowską – opowiadał później prof. Andrzej Kola, który miał je przeprowadzić. Kaczyński uznał, że głos rabinów ma większe znaczenie niż prawda materialna i zabronił kontynuacji wykopalisk. Antypolski ruch Kaczyńskiego. Prawdziwa motywacja decyzji Kaczyńskiego miała wiele wspólnego z religią, ale nie z judaizmem, tylko z religią holokaustu. Wykopanie zbyt małej ilości resztek kostnych oraz łusek skompromitowałoby bowiem ostatecznie Jana Tomasza Grossa oraz wszystkich jego stronników, którzy zaangażowali się w propagowanie jego konfabulacji, na których ufundowano mit o zaangażowaniu „zwykłych sąsiadów – Polaków” w holokaust. Wyjście na jaw prawdy dotknęłoby tak wielu polityków i publicystów zaangażowanych w antypolską akcję Grossa, że wybrano pogrzebanie jej razem z kośćmi zamordowanych Żydów pod absurdalnie brzmiącym pretekstem”. (nczas.com 03/01/2014).


Odporny na socjalistyczną blagę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka